środa, 24 grudnia 2014

5


15 sierpnia 2003r., Warszawa

- Adela czy ty nie potrafisz się szybciej zbierać ?
- No już. - drę się.
- No właśnie widzę jak już. Państwo Bartman czekać nie będą !
- Państwo Bartman to i państwo Bartman to, zlituj się. - kręcę swoją burzą rudych włosów, schodząc ze schodów.
- Nie mogę na Ciebie patrzeć dziecko drogie.
- Dzięki. - wywracam oczami, pokazując jej w myślach środkowy palec.
- Kompletnie Cie nie wychowałam.
- No. - ciągnę za sobą dużą, czarną walizkę.
- Ja nie wiem co państwo Bartman powiedzą na te farbowane marchewkowe włosy.
- Ciesz się, że sobie tatuaż na nosie w kształcie dupy nie strzeliłam. - szczerzę się do niej jak głupia, a ta kręci nosem i puka palcem w moje czoło.

Po około 30 minutach dojeżdżamy pod spory, ładny, biały dom w centrum Warszawy. Zostawiamy swój mały, truskawkowy Opel i wsiadamy do busa.
- Adela siądziesz ze Zbyszkiem na samym końcu ? Trochę się poznacie. - skrzeczy mi nad uchem brunetka.
- Jasne. - po chwili przepycham się łokciami popychając wszystkich znajomych rodziców po drodze, aż w końcu siadam obok śpiącego chłopaka, na oko wyglądającego całkiem dobrze. A nawet bardzo dobrze.
Wsadzam w uszy słuchawki, z którym puszczam jeden z ulubionych kawałków. Zamykam oczy i po chwili odlatuje.
Budzi mnie mocne uderzenie w głowę.
- Kurwa, ała. - szepcze wściekła, patrząc na zawstydzoną twarz bruneta.
- Przepraszam, wszystko okej ?
- Uważałbyś z tą torbą. - patrzę na granatowy tobołek, którym minutę wcześniej przyłożył mi w głowę.
- Nie moja wina, że masz tak dużą głowę, że nie mieszczę się nawet z torbą, na dodatek rudą, za dużo marchewek ? - cham i prostak, a taki milusi się wydawał.
- Połóż ją sobie na nogach, masz tak mało w spodniach, że na pewne nie będzie Ci zawadzać.
- Jak nie wiesz ile mam w spodniach to nie pieprz głupot mała. - puszcza mi oczko.
- Debil. - ucinam. Do końca drogi do Gdańska nie wymieniamy ze sobą już żadnego słowa.


niedziela, 14 grudnia 2014

4



Nie wiem kogo dziwi bardziej fakt, że zostajesz na noc. Nie wiem czy ma to sens, nie wiem co wydarzy się jutro, czy za dwa dni.
Nie potrafię nawet znieść faktu, że po kolejnym wschodzie słońca może Cie przy mnie nie być. Jesteś, a jakby Cię nie było. Nierealnie, nierzeczywiście blisko, tuż przy mnie, drażniąc oddechem moje ciało. Dotykając pieszczotliwie mojej twarzy. Smakując moje napuchnięte wargi. Szepcząc i łkając wraz ze mną.

Kiedy wychodzisz na popołudniowy trening, trzęsę się ze strachu. Umieram z niewiedzy czy wrócisz. Zbyszku czy dasz radę mnie kochać ?

I kiedy na kuchennym zegarku widnieje 20 zdaje sobie sprawę, że powinieneś być już w domu.
Wpadam w panikę, pakuję swoje rzeczy do małej walizki, zostawiam na blacie w przedpokoju karteczkę nawet nie myśląc o tym że możesz jej nie przeczytać i wyjeżdżam. Uciekam do miejsca gdzie wszystko się zaczęło, gdzie rozpoczęłam życie, gdzie zaczęłam istnieć. Dzięki Tobie.
Udaje się do naszego rodzinnego miasta, by od początku przeżyć te chwile.

------------------------------------------------------------------------

To, że on jest taki krótki to zaplanowane.. 
Proszę o komentarz :)

poniedziałek, 8 grudnia 2014

3


I kiedy praca zaczyna mnie irytować, kiedy szczekający pies sąsiadki doprowadza do przeraźliwego krzyku rozpaczy, kiedy zwijam się w kulkę kładąc się na błękitnym dywanie dochodzę do wniosku, że brakuje mi go najbardziej na świecie. Że nie potrafię bez Niego żyć. Bo kocham Cię Zbyszku tak jak jeszcze nigdy nikogo nie kochałam.

Nie wiem po co nogi niosą mnie do Jego mieszkania, nie wiem czy to przez bezradność czy tak cholerną chęć posiadania bezpieczeństwa. Bezpieczeństwa jakie bez zająknięcie dają mi Jego ramiona.
Wiem, że mogę ją tam spotkać. Wiem, że jej lodowate, niebieskie oczy mogą sprawić że rozpłaczę się jak małe dziecko. Wiem, że wywaliłby mnie z mieszkania, ale czuję potrzebę. Potrzebę Zbyszkowego zapachu.

I kiedy kolejny raz naciskam dzwonek do drzwi, kiedy chwieję na drętwych nogach, kiedy czuję krew na ustach wypływającą z pogryzionych warg w progu w końcu staje Om. Opatulony jedynie ciemnym ręcznikiem, z rozdziawionymi na mój widok ustami, z powiększonymi źrenicami. Zaczynam cicho łkać. Nie pytając wciąga mnie do środka, kładzie na swojej jasnej kanapie, zarzuca na siebie krótkie spodenki i układa się najdelikatniej jak potrafi z tyłu mnie, obejmując chude ciało wstrząsane płaczem.
Czule całuje odkryte plecy, ale pierwszy raz w życiu wiem że nie chce aby doprowadziło to do seksu. Chce mnie ukoić, dać bezpieczeństwo i poczucie przynależności. Do siebie.
- Dlaczego ? - szepcze cicho, po parunastu minutach milczenia.
- Bo nie potrafię bez Ciebie żyć. - przekręca mnie tak bym patrzyła Mu w oczy, jeszcze mocniej przytula, składając na moim zasmarkanym nosie drobny, krótki pocałunek.
- Ja bez Ciebie też.

I wtedy wchodzi ona. I wiem, że to ja jestem tu niepotrzebna. Że to ja powinnam wyjść, bo w tym domu jestem nikim. Wstaję, pociągając nosem, zarzucam na ramiona ciemną kurtkę dżinsową i wychodzę.
Zapominam o swoim białym BMW stojącym pod Jego blokiem, wsiadam do najbliższego autobusu i jadę.
Gdzieś, gdzieś daleko, sama nie wiem gdzie. Nie zauważam, kiedy autobus kończy swój ostatni kurs, a miejsca zaczynają pustoszeć. Nie zdaje sobie sprawy co właściwie się dzieje, kiedy potrząsa moimi ramionami wysoki mężczyzna krzycząc, abym, wysiadła. Podnoszę się z wymalowanym bólem na twarzy, jak gdyby rzeczywiście sprawiało mi to taką trudność.
Krótko po 24 docieram do mieszkania. Przekręcam w zamku kluczyk i nagle czuję na swoim lodowatym ciele Jego dłonie. Wpycha mnie do mieszkania, przyciska z całej siły do ściany, jak gdybym w ogóle miała siłę by Mu się wyrwać, jakby bał się mojej ucieczki.
Nie całuje mnie, nie drażni mojej łechtaczki, nie rozpala mnie do czerwoności. Stoi. Stoi milcząc, przyciskając mnie do siebie. I szepcząc. Cicho mrucząc mi do ucha dwa słowa.
- Kocham Cię.

niedziela, 30 listopada 2014

2


Puchowy szlafrok idealnie zdobi moje ciało, dźwięk stukanego deszczu o parapet sprawia że czuję się jeszcze bardziej samotna. I już nie wiem czego płaczę. Czy to przez to, że znów wpuściłam Cię do swojego życia, czy dlatego że wiem iż nie możesz być mój. Twarda Adela kruszy się jak skorupka jajka.
Wybucham przeraźliwym kwileniem i nie kontroluje wszystkiego co się wokół mnie dzieje.
Tracę poczucie czasu.
Czy to poniedziałek czy sobota ? A kogo to obchodzi.
Kolejny raz słyszę jak ktoś dobija się do moich drzwi i wiem że to On.
On albo Honorata. Moja wspólniczka.

Kładę się do przeraźliwie zimnego łóżka, okrywam się kołdrą i nie wiem czy kiedyś zrozumiem życie.
Jego sens.
Bo po co coś zyskujemy, by potem do stracić ? Po co się zakochujemy, by potem być porzuconym ?
Po co zgadzamy się na chore układy, które wiemy jak się skończą ?
Po co to zrobiłam ?
Tego dnia, który miał wyglądać jak każdy inny. Ale inny nie był, bo wtedy pierwszy raz zanurzył się we mnie, a ja oddałam mu się cała. I tak już zostało. Mimo upływu trzech lat, mimo dwóch związków w których żyłam. mimo iż jest żonaty ja wciąż jestem cała Jego. I wiem że tak będzie już zawsze.
Bo nie da się nie kochać. Mimo wszystko.

Kiedy ? Kiedy zasypiam ? Kiedy wchodzi ? Kiedy Jego ręce opatulają moje wątłe ciało ? Kiedy ?
- Delka, co jest ?
- Spieprzaj ! - mrożę go wzrokiem, wzrokiem wypełnionym bezbarwną cieczą. Ale prawda jest taka że pierwszy raz od roku czuję się totalnie bezpieczna. W Jego ramionach.
Całuje mnie. Rozbiera. Wchodzi we mnie. Oplata nogi wokół moich nóg. Dyszy. Jęczy. Rozpala. Dochodzi we mnie, a ja rozpadam się na milion malutkich kawałeczków. Rozkruszam się. I znów wybucham płaczem, ale tym razem nie daje się odtrącić. Zostaje ze mną. Uspokaja mnie, całując z największą delikatnością jaką posiada w czoło. Jest przy mnie. I chyba dziwi mnie to mniej niż Jego.
- Olka zaszła w ciążę. - umieram. I kolejny raz wyrzucam go z mieszkania.
Mojego, do którego on już nie ma wstępu. Na zawsze.
Zbyszku, kiedy zrozumiesz że tak cholernie mnie krzywdzisz ?

-----------------------------------------------------------------------------

Proszę o komentarz :)

wtorek, 25 listopada 2014

1


Rozsiadam się wygodnie na kanapie, słuchając rudej prezenterki. A więc pada deszcz ?
Interesujące. Nieprawda. 
Wkładam czekoladowy dres, związuje włosy i wybiegam z domu.
A jednak miała racje. Głośna muzyka dudni w uszach, a wzrok przejeżdżających zostawia na mnie ślady politowania. No jakby nie widzieli kogoś biegającego w deszczu?

Uginam się, dysząc ciężko. Czarne audi mija moją osobę. Zatrzymuje się, otwiera drzwi i kiwa głową. No chyba sobie jaja robi ! Wystawiam mu środkowy palec i biegnę dalej. A on ? 
Jak zawsze swoje. Jedzie za mną, przekrzykując muzykę ze słuchawek. Jezu.
- Ostatni raz. - grożę wsiadając na skórzany fotel. Pieprzony chytry uśmieszek. 
Zatrzymuje się pod moim blokiem, wysiadam z samochodu, trzaskam drzwiami i wbiegam po schodach. Tylko. Tylko jest mały problem on biegnie za mną. 
- A ty ? Czego szukasz ? - wchodzę do mieszkania, starając się zatrzasnąć drzwi. 
Umięśniony, silny siatkarz vs drobna, chuda blondynka. Serio pytacie ? 
Wpycha się tyłkiem do mojego mieszkania, zamykając drzwi. Przewracam oczami, czując na swoim mokrym topie jego wzrok. Pies na baby. Napalony pies na baby. 
- No chyba kpisz ? - Wybucha śmiechem mrucząc do mojego ucha. 
Ej, ej Adela a ty co ? Przed chwilą stał metr od Ciebie. 
Łapie mnie w tali przyciskając do swojego umięśnionego torsu. Kurwa, kurwa. 
Czyżbym zamieniła nogi na watę ? 
Wpija się malinowymi ustami w moje wargi, wtapiając palce w ociekające wodą włosy. Popycha mnie na ścianę, zrzucając z niej obraz. Wpycham w jego uwypuklenie w spodniach dłoń, masując Jego członek. Mruczy mi w usta zsuwając z bioder mokre dresy. Po chwili zupełnie nagą kładzie na stole w jadalni. Wspomnienia ? A jakżeby inaczej, przecież razem wybieraliśmy ten stół. Jeździ językiem niczym po torze rajdowym po całym moim ciele, gryzie twarde sutki, jednocześnie doprowadzając mnie do głośnego orgazmu wpychając i wypychając palec z mojej kobiecości. Wiję się pod nim, sprawiając że na jego twarz wkrada się ten charakterystyczny uśmiech zadowolenia. Wchodzi we mnie z tak wielką delikatnością, jakiej nigdy z nim nie smakowałam. Porusza biodrami, całując moje wargi, oddychając głośno. 
Gdzie się tego nauczyłeś Zbyszku ? Tej delikatności, z jaką nigdy bym Cię nie kojarzyła. To ona, prawda ? Twoja żona.
Nie wiem, kiedy po policzkach zaczynają płynąć mi łzy, nie wiem kiedy on odrywa się ode mnie i wpada w histerie szepcząc czy dobrze się czuję, czy nie zrobił mi krzywdy. Widok płaczącej Adeli ? 
Nigdy mnie takiej nie widziałeś Zbyszku, nigdy.
Wypycham go zaledwie w samych bokserkach z mieszkania, zatrzaskuje drzwi i całkowicie naga rzucam się na kanapę. 
I płaczę. 
Tak jak po Jego odejściu. 
Do niej. 
Do żony.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Prolog



Kiedy to wszystko się zaczęło ?
Któregoś lata w Gdańsku.
Tak było od początku ?
Żartujesz. Przyjaźniliśmy się, tylko i wyłącznie.
Więc ?
Więc gówno, nie psuj mi świąt.
Ale ?
Ale kocham Go, tak kurewsko.
Przecież ma żonę..
A zamknij się.

Ałć.
- Córciu co jest ?
- Wszystko okej.
- To dlaczego przyłożyłaś sobie w głowę ? - bo ta jebana podświadomość znów jest mądrzejsza.
- Dla żartu. - wymuszam uśmiech grzebiąc w karpie.
Wesołych Świąt, kurwa. I zadławcie się ośćmi...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

To będzie takie jakieś, trochę smutno, a trochę nie :)
Jakoś tak bardzo się stęskniłam za pisaniem. Nie wiem czy ktoś jeszcze o mnie wgl. pamięta :)
Rozdziały co poniedziałek .

Kocham Was !
Melcia <3

wtorek, 25 marca 2014

Krzywa wieża w Pizie


Czyli naucz się w końcu podejmować słuszne decyzje, bo te niewłaściwe mogą kosztować Cię tak dużo. Bo naprawdę nic nie jest na chwilę czy na sekundkę. Każda opcja, każdy wybór ma swój początek, a co z a tym idzie i koniec. Nie zawsze taki jaki chcesz, ale taki jaki sama wybrałaś mówiąc "A".

Pozdrawiam :)