niedziela, 5 kwietnia 2015

7


Lubiłam, kiedy po skończonym meczu przyjeżdżał do mojego studenckiego mieszkania, zalegał na wytartej, czerwonej kanapie i siorbał mój ulubiony sok, wyprowadzając mnie w tamtych chwilach z równowagi. Wtedy leżeliśmy zdecydowanie zbyt blisko siebie, mówiąc rzeczy, które jakoś nie pasowały do przyjaźni męsko-damskiej. Ale żadne z nas tego nie przerywało, ani nie zwracało na to uwagi. A może nie chcieliśmy tego robić ? Może nie chcieliśmy przerywać tego co wewnętrznie oboje czuliśmy ? Wiedzieliśmy, że to niewłaściwe, ale wtedy było to zdecydowanie zbyt silne by myśleć całkowicie racjonalnie.
Czasem ktoś z naszych znajomych pytał czy jesteśmy parą.Wtedy wyprowadzało nas to z równowagi. Czego ? Chyba do końca nie wiedzieliśmy. Może dlatego, że pragnęliśmy by było to prawdą, ale nie mieliśmy wystarczająco odwagi by powiedzieć to na głos ? A może czuliśmy się przyłapani na jakimś szemranym uczynku, który wiedzieliśmy że nie powinien mieć miejsca ?

Potrafiłam całymi dniami wyczekiwać momentu, kiedy przekroczy próg mojego mieszkania i obejmie mnie tak mocno, że czułam się jakoś dziwnie bezpiecznie. To były najpiękniejsze chwile tamtych czasów.
Ja ? Studentka prawa. On ? Siatkarz, wspinający się na coraz wyższe szczeble kariery.
Ktoś mógł powiedzieć, że kompletnie do siebie nie pasowaliśmy, pod każdym względem byliśmy inni. Ale nasze dłonie idealnie do siebie pasowały, jakby były szyte na miarę.

Czy chcieliśmy tamtego momentu ? Czy po cichu oczekiwaliśmy, kiedy on się wydarzy ? Dzisiaj myślę, że tak.
Na dworze sypał ciężki, biały śnieg. Staliśmy w korku po ostatnim przedświątecznym meczu. Po chodniku chodzili ludzie, przypominający sobie kolejne drobiazgi, które zapomnieli dopiąć na ostatni guzik. Zadowolone pary trzymające się za ręce wychodziły ze sklepów z zabawkami. W radiu puszczano same świąteczne piosenki.
Nie pamiętam innego takiego momentu ciszy. To była jak cisza przed deszczem.
To był moment, chwila, ułamek sekundy, odrobina odwagi, która wystarczyłaby zbliżyć się do siebie i złączyć w jedność spragnione wargi.

niedziela, 11 stycznia 2015

6


- Idziesz do wody panno obrażalska ? - stoi nad moim kocem i muszę przyznać, że wygląda zbyt seksownie.
- Nie.
- Chodź Adela. - łapie moją łydkę i delikatnie nią porusza.
- Pójść mnie sieroto. - skąd on w wieku 17 lat ma tak wyrzeźbiony brzuch?
- Gram w siatkówkę, muszę mieć mięśnie. - odpowiada, jakby czytając mi w myślach. Kiwam delikatnie głową, podnoszę się z koca i idę przed nim kręcąc tyłkiem i wiem, że rozbudzam w nim pożądanie. Ale kiedy się bawić męskimi uczuciami jak nie w tym wieku ?

Tydzień nad morzem minął zdecydowanie za szybko, i już wyjeżdżaliśmy w kierunku Warszawy. Nawet nie wiem, kiedy w ciągu tych 7 dni tak bardzo zaczęło przeszkadzać mi to, że oglądał się za innymi dziewczynami, a lubiłam te momenty na dyskotece, kiedy w czasie tańca trzymał mnie zdecydowanie zbyt blisko swojego ciała. Lubiłam czuć jego oddech na szyi. Te momenty, kiedy wieczorami stawałam w łazience, zdejmowałam ubrania, a następnie przykładałam je do twarzy i wdychałam jego zapach, którym byłam przesiąknięta. Czy byłam nim zauroczona? Zdecydowanie.

Od września naszych rodziców zaczęły łączyć interesy i zdecydowanie częściej rodzina Bartmanów pojawiała się w naszym domu, co łączyło się z częstymi wizytami Zbyszka.
Wtedy też pokochałam siatkówkę, o której opowiadał mi przy każdym naszym spotkaniu.
Któregoś wieczoru, zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko i musną delikatnie moje wargi swoimi. Co się później wydarzyło ?
Coś niespodziewanego, coś nad wyraz zaskakującego. Bo oboje nie poczuliśmy nic.
I tamtego dnia doszliśmy do wniosku, że to tylko przyjaźń. A może aż przyjaźń ?
Uwielbiałam te wieczory, kiedy rodzinne auto Bartmanów pojawiało się na naszym podjeździe. A ja otwierałam się przed nim jak przed nikim innym.
Mówiłam o kompleksach, o tym jak całe dzieciństwo śmiano się ze mnie, jak rodzice wymagali zbyt wiele, jak nie umiałam wyrażać swojego zdania, jak przeżyłam zbyt wczesną śmierć brata. On słuchał, delikatnie tulił mnie do siebie, a ja czułam się totalnie sobą.
Kochałam słuchać jego głosu, który trząsł się, kiedy opowiadał o braku akceptacji samego siebie, o tacie, który zawsze chciał więcej niż Zbyszek mógł dać, o dziadkach, którzy nie potrafili zrozumieć pasji. Godziny, które mijały jak minuty. Wspólnie oglądane filmy, które zawsze kończyły się zdecydowanie za szybko.

Mijały minuty, godziny, miesiące, lata, a ja wiedziałam że jest to przyjaźń jedyna w swoim rodzaju.
W dniu moich 20 urodzin powiedział, że wyjeżdża grać do Włoszech. Czy byłam smutna ? Może trochę, ale z drugiej strony wiedziałam ile to dla niego znaczy.

W 2007 roku Zbyszek Bartman udał się na swoje tułaczki po świecie* do Politechniki Warszawskiej wrócił w 2011 roku. I wtedy znów miałam przy sobie przyjaciela.
Ale dużo się zmieniło. On się zmienił, z dwudziestoletniego chłopaka w dwudziestoczteroletniego mężczyznę. Był bardziej umięśniony, pewny siebie, przystojniejszy i w dziwny sposób zaczął na mnie działać.
A ja ? Powróciłam do swoim blond włosów, schudłam i zauważyłam, że Zbyszek zaczyna zwracać uwagę na moją kobiecą stronę.

---------------------------------------------------------------------------------------------

* trochę pozmieniałam siatkarską drogę Bartmana na potrzeby bloga :)